The Good Asian. Dobry Azjata;
- autorzy: Pornsak Pichetshote, Alexandre Tefenkgi, Lee Loughridge;
- tłumaczenie: Bartosz Czartoryski;
- wydawnictwo: Lost In Time, 2023;
- kategoria: komiks, Noir, Nagroda Eisnera, Nagroda Harveya.
San Francisco, rok 1936. Edison Hark, detektyw, chińskiego pochodzenia, na prośbę rodziny, która go wychowała próbuje zdobyć informacje o zaginionej pokojówce. Sprawa ma wiele niejasności i dosyć szybko detektyw przekonuje się, że jest na tropie zabójcy. Edison jest chyba jedynym Azjatą z odznaką, a to sprawia, że nie ma szacunku zarówno wśród białych, ale też w Chinatown jest traktowany jak wróg. Wychował się w zamożnym domu, ale dla wszystkim nadal jest tylko Chińczykiem - obywatelem drugiej kategorii... a w zasadzie nawet nie do końca obywatelem.
W tym czasie w Stanach Zjednoczonych Chińczycy byli niechcianymi imigrantami. Ludźmi, których nikt nie chce. Imigrantami, których najlepiej byłoby odesłać do domu. Hark jest przedstawicielem pokolenia, które już urodziło się w Stanach, ale niewiele to zmienia w kwestii jego położenia. Wszędzie nie na miejscu, wewnętrznie rozdarty, stara się skupić na pracy. Byle tylko, pokazać, że jest dobrym Azjatą - przedstawicielem amerykańskiego społeczeństwa.
Zagadka kryminalna w The Good Asian jest interesująca, ale powiedzmy sobie szczerze - to nie ona jest siłą tego albumu. Najmocniejszą stroną jest osadzenie akcji w świetnie nakreślonym kontekście historycznym. Tu nie chodzi o złapanie mordercy, ale o podróż w świat Chinatown. Przypomnienie jak ta społeczność funkcjonowała i z jakimi mierzyli się problemami. To nie było aż tak dawno...
Na plus musimy też zaliczyć niezłe, klimatyczne rysunki Alexandre Tefenkgi. Mogą wydawać się trochę schematyczne, trochę uproszczone, ale idealnie budują nastrój opowieści.
Polskie wydanie (Lost In Time) posiada sporo materiałów dodatkowych, które przybliżają nam kontekst historyczny oraz proces twórczy (zarys scenariusza, rysunki). Pod tym względem jest znakomicie. Format trochę nietypowy dla tego wydawcy (przeważnie albumy są ciut większe), ale zdecydowanie warto.
W roku 2023 kupiłem stanowczo za dużo albumów. Sporo starszych rzeczy, ale też nowości. Prym tu wiodły Lost In Time oraz Lain. Trudno przejść obojętnie wobec tak pięknie wydanych albumów.