Po prostu przyjaźń - 2016;
- reżyseria: Filip Zylber;
- scenariusz: Karolina Szablewska;
- wybrana obsada: Agnieszka Więdłocha, Magdalena Różczka, Maciej Zakościelny, Piotr Stramowski, Bartłomiej Topa, Marcin Perchuć, Aleksandra Domańska, Krzysztof Stelmaszyk, Katarzyna Dąbrowska, Adam Tomaszewski, Magdalena Walach, Sonia Bohosiewicz, Grzegorz Damięcki, Anna Polony, Grzegorz Małecki, Jan Peszek, Krzysztof Czeczot;
- gatunek: komedia, dramat.
Nie sądziłem, że się wybiorę na ten film. Zwiastuna chyba nie widziałem, ale tytuł zapowiadał kolejną beznadziejną komedię romantyczną, które atakują kina początkiem roku. Całkiem miło zostałem zaskoczony. Mam wrażenie, że TVN znalazł swój własny przepis na w miarę udane kino. Listy do M, Planeta Singli i teraz Po prostu przyjaźń są podobnie zbudowane. Mają wiele niby niezależnych wątków, które się ładnie w fabule krzyżują. Fabułę urozmaicają przeboje radiowe, znana obsada oraz ładne ujęcia. Tym co wyróżnia Po prostu przyjaźń jest w zasadzie brak wątku romantycznego. Niby jest motyw miłosny, ale całkiem nie romantyczny.. bardziej taki zwyczajny i naturalny. Chyba właśnie napisałem, że romantyczność nie jest naturalna ;p - to se nazbierałem.
Wszystkie poszczególne wątki opowiadają o przyjaźni. Nie jest to ograniczone do jednej historii i jednej płaszczyzny. Przyjaźń ma różne wymiary, relacje, intensywności, ale zawsze powinna opierać się na zaufaniu i pewnej szczerości. Bo jeśli tego nie ma to mamy do czynienia ze zwykłym kumpelstwem, które nie wymaga zbyt wielkiego zaangażowania. Przyjaźń jest trudniejsza od miłości.. partnerów się zmienia.. a prawdziwa przyjaźń jest jakby ponad.. powinna trwać.
Brzmi to trochę ckliwie, ale też taki jest ten film. Troszkę naiwny, trochę wzruszający, ale dający pozytywnego kopniaka.. a chyba o to w produkcjach TVN'u chodzi. No i o kasę, ale to cii. Na uznanie zasługują też niektóry dialogi oraz aktorstwo - zwłaszcza Topa i Więdłocha.
A teraz minusy.
Jest zbyt długi - śmiało można było go skrócić.
Dialogi mogłyby być bardziej naturalne, ale to kwestia gustu, natomiast do szału mnie doprowadza ta warszawska magiczna rzeczywistość, gdzie wszyscy są piękni, ładni i dobrze sytuowani. I wycieczka w Bieszczady, ale tak bardzo spłycone przez wyjazd limuzyną. Motyw kupowania psa na targowisku przemilczę.
Kiedyś w polskim kinie był nadmiar magicznych motywów wiejskich i prowincjonalnych, ale teraz to poszło w całkiem w odwrotnym kierunku. Nie można bohaterów osadzić w bardziej "brudnej", a dobrze nam znanej rzeczywistości?
Zakończenie - ostatnie dwie sceny były całkowicie niepotrzebne.
Seans zaliczam do całkiem udanych, a film dostaje siódemkę. Myślę, że często będzie gościł w telewizyjnych ramówkach.
Poniżej zwiastun