Nie czas umierać,
(No Time to Die) - 2021;
- reżyseria: Cary Joji Fukunaga;
- scenariusz: Neal Purvis, Robert Wade;
- wybrana obsada: Léa Seydoux, Daniel Craig, Rami Malek, Lashana Lynch, Ralph Fiennes, Ben Whishaw, Naomie Harris, Rory Kinnear, Jeffrey Wright, Christoph Waltz;
- kategoria: sensacyjny, film, James Bond, kasowy.
James Bond jest na zasłużonej emeryturze. Zamiast bezustannej walki o pokój woli delektować się spokojnym życiem. Widocznie zapomniał, że agenci specjalni nie przechodzą do emeryturę. Bond zostaje poproszony przez CIA o kolejną misję. Z brytyjskich laboratoriów został porwany naukowiec oraz została skradziona tajna broń biologiczna. Broń, która nie miała prawa istnieć. Powrót do służby nie jest prosty. Jest otwarty spór pomiędzy Bondem a M, a poza tym numer 007 został na nowo zagospodarowany - posługuje sie nim czarnoskóra agentka Nomi (taki ukłon w stronę spekulacji kto może być kolejnym 007). Wracając do fabuły. Śledztwo prowadzi do Blofelda, ale to nie on będzie głównym przeciwnikiem. Jest ktoś równie bardzo niebezpieczny (Malek). I wyjątkowo więcej nie wspomnę o fabule. Przedstawione rozwiązania fabularne sa nie tyle zaskakujące co ostateczne i nie warto ich zbyt wcześnie odsłaniać.
Na No Time to Die nie czekałem jakoś z utęsknieniem. Poprzednie odsłony cyklu z Craig'iem mi się podobały, ale gdzieś czułem potrzebę powiewu świeżości. Seans finałowej (z tym aktorem) części rozpoczął się źle. Niezbyt pasująca do serii, ale całkiem dynamiczna, scena otwarcia została zakończona piosenką, która całkowicie do mnie nie trafiła. Zero emocji. Główny wątek fabularny nie był najgorszy, ale gdzieś było wewnętrzne rozczarowanie decyzjami Bond'a. Scenarzyści chyba za dużo się naoglądali Uprowadzonej z Neeson'em... ach miałem nie spoilerować.
W mojej ocenie jest to najsłabsza część Craig'owskiego cyklu.
Podsumowując. Jest to dobry film sensacyjny, ale przeciętna odsłona przygód 007. Na minus też przeciągnięte zakończenie.
Oceniam na sześć plus
Poniżej zwiastun