Juliusz - 2018;
- reżyseria: Aleksander Pietrzak;
- scenariusz: Abelard Giza, Kacper Ruciński;
- wybrana obsada: Wojciech Mecwaldowski, Jan Peszek, Anna Smołowik, Rafał Rutkowski, Jerzy Skolimowski, Maciej Stuhr, Andrzej Chyra;
- gatunek: komedia.
Polskie kino coraz bardziej dotyka syndrom Vegi. To filmy, które mają niezły pomysł, obsadę, mnóstwo gagów i kompletny brak pomysłu na scenariusz, który umiejętnie scaliłby te elementy.
Juliusz to czterdziestoletni facet, który jest średnio ogarnięty życiowo. Mieszka z ojcem pijakiem i pracuje w szkole jako nauczyciel plastyki. Brak mu odwagi, ani chęci by cokolwiek zmienić swoje życie. Przypadkiem poznaje Dorotę - panią weterynarz, która jest w ciąży. Coś sprawia, że się zaczynają spotykać. Dziewczyna musiała być mocno zdesperowana. Do tego mamy jakieś wspomnienia w młodości ojca Juliusza, współczesne długi i mnóstwo dziwnych scen, które nic nie wnoszą akcji. Ewidentne czuć, że scenarzystom brakło weny na rozbudowanie postaci, fabuły i wypełniają czas gagami, które przypominają standupowe występy (wiadomo kto pisał scenariusz).
Sam Juliusz jest trochę kreowany na kolejne wcielenie Adasia Miauczyńskiego, ale w budowie postaci brakuje finezji i konsekwencji. Tak naprawdę to o Juliuszu nie wiemy nic.
Wyszła taka sobie komedia, w której najmocniejszymi elementami są: ciekawa obsada drugoplanowa, która nie miała zbyt wiele do powiedzenia w filmie oraz sympatyczna pani weterynarz (Anna Smołownik).
Całość oceniam na słabe cztery.
Poniżej zwiastun