Django
(Django Unchained, reżyseria Quentin Tarantino, 2012).
Nie ulega wątpliwości, że westerny wracają do łask. Tarantino kolejny raz udowodnił, że jest genialnym reżyserem. Za cokolwiek się nie chwyci to robi z tego niesamowite widowisko. Django to jeden z najlepszych filmów Quentina jakie widziałem. Zdecydowanie jest to też jedna z najlepszych pozycji z 2012 roku.
Zachwyca na każdym poziomie. Świetnie wyważony scenariusz, w którym humor miesza się z krwawą jatką - to znak rozpoznawczy filmów Tarantina. Do tego dodajmy doskonałe aktorstwo. Christoph Waltz jako Dr Schultz to majsterszczyk. Nie słabiej wypadł Dicaprio w roli Calvina - pokazał tu, że nie zawsze musi grać pozytywnych bohaterów. Zapamiętajcie - Leonardo to wielki aktor! W ciemno można oglądać wszystkie jego filmy. Tytułowy Django w wykonaniu Jamiego Foxxa też zasługuje na słowa uznania. Piękny rozwój bohatera przez cały film. Nie mogę też pominąć drugoplanowej roli Samuela L. Jacksona - świetnie zagrał Stephena, który jest obrzydliwą mendą.
Najmocniejszą stroną Django jest jest jednak muzyka, która (podobnie jak w Kill Billu) sprawia, że tytuł ten na długo zapada w pamięci. Innymi słowy - soundtrack wymiata!
Całość robi wręcz fenomenalne wrażenie. Pełna spójność i perfekcja. Nie wszyscy lubią takie kino, ale ja to kupuję.
Jak zwykle o fabule nie będę pisał bo to nie mam daru opowiadania. Napiszę tylko tyle, że rzecz dzieje się na dzikim zachodzie tuż przed wybuchem wojny domowej. Chyba nie muszę dodawać, że to wygląda trochę inaczej niż w Dr Queen?
Na Django czekałem z niecierpliwością i całkowicie spełnił moje oczekiwania.
Polecam z czystym sumieniem
Oceniam na maksimum.
Ten film obejrzę jeszcze nie raz. To kino, które bardzo mi się podoba!
Django ma pięć nominacji do Oscara. Jak zwykle pominięto DiCaprio.
Zdobył też 2 Złote Globy.
Zwiastun