Człowiek z magicznym pudelkiem - 2017;
- reżyseria: Bodo Kox;
- scenariusz: Bodo Kox;
- muzyka: Sandro Di Stefano;
- wybrana obsada: Olga Bołądź, Piotr Polak, Sebastian Stankiewicz, Helena Norowicz, Arkadiusz Jakubik, Agata Buzek;
- gatunek: romans, science-fiction.
Warszawa, rok 2030. Dotknięty amnezją Adam zaczyna pracę w biurowcu jako sprzątacz. Poznaje tam Gorię, która jest typowym pracownikiem korporacji - jest nastawiona na cele i początkowo nie zwraca uwaga na zwykłego sprzątacza. Z czasem jednak jej nastawienie się zmienia i chłodna relacja zmienia się w romans.
Sam Adam odkrywa u siebie w mieszkaniu radio, które gra przeboje z lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Dodatkowym atutem odbiornika jest fakt że potrafi przenosić w czasie. Mężczyzna cofa się do przeszłości i zostaje tam zamknięty na zawsze. Czy Gorii uda się sprowadzić kochanka z powrotem do przyszłości? Czy dwa skrajnie totalitarne światy pozwolą na istnienie miłości? Co gorsze? Polska stalinowska, czy też post-korporacyjna?
Takich filmów w Polsce raczej się nie robi. Połączenie science-fiction z romansem to bardzo ryzykowne połączenie. Wymaga znakomitego pomysłu i niewiele gorszego wykonania. Często takie filmy są doceniane dopiero po latach.
Człowiek z magicznym pudełkiem jest bez wątpienia filmem oryginalnym, specyficznym, ale w warstwie fabularnej mnie nie porwał. Relacje pomiędzy głównymi bohaterami wydają się być płaskie, a i okoliczności życia w Warszawie w 2030 roku wymagają większego doprecyzowania. Złego słowa powiedzieć nie można o klimacie filmu. Zdjęcia, efekty specjalne, muzyka aktorstwo (świetny Stankiewicz) oraz tempo narracji - to wszystko dobrze współgra i wciąga w surowy świat przyszłości. Przyszłości, która może przerażać swoją surowością. Jeśli tak ma wyglądać jutro, to wolałbym by dzisiaj nigdy się nie kończyło. Trwało w niezmienionej, w lekko naiwnej formie.
Najnowszy film Bodo Kox'a oceniam na siedem. Z małym plusem.
Poniżej zwiastun.