Bohater ostatniej akcji,
(Last Action Hero) - 1993;
- reżyseria: John McTiernan;
- scenariusz: Shane Black, David Arnott;
- wybrana obsada: Arnold Schwarzenegger, Austin O'Brien, Charles Dance, Anthony Quinn, Frank McRae, Bridgette Wilson-Sampras, Sharon Stone, Ian McKellen, Chevy Chase, Jean-Claude Van Damme, James Belushi, M.C. Hammer, Damon Wayans, Karen Duffy;
- gatunek: komedia, akcja fantasy.
Kolejna pozycja, która z czasem coraz bardziej zyskuje.
Danny (trochę się z nim utożsamiam) kocha kino, a zwłaszcza filmy z ulubionym aktorem, czyli z Arnold'em Schwarzenegger'em. Ma zaprzyjaźnione kino do którego chodzi na samotne seanse. Pewnego razu otrzymuje magiczny bilet, który przenosi go do świata filmu. Zostaje niechcianym policyjnym partnerem swojego idola. Początkowo próbuje przekonać Arniego, że są w filmie, ale wszystkie jego argumenty trafiają w próżnie. W wykreowanym świecie spotkać możemy plakaty promujące film Terminator z Stallone w roli głównej. Można to przemilczeć? Jasne, ale Arnolda mówiącego, że Sly jest bardzo dobrym aktorem już się nie da. Toż to genialne nawiązanie do zawodowej rywalizacji pomiędzy tymi panami. Nawiązań i odwołań w filmie jest dużo, dużo więcej. W obecnym kinie dopatrujemy się aluzji do kina akcji lat osiemdziesiątych, a tu mamy bezpardonową parodię z udziałem aktorów tego kina. Arnold parodiuje zarówno siebie jak i Clinta Eastwooda - połączenie tych aktorów wygląda dziwnie, ale mega śmieszy. Zwłaszcza jak Danny przewiduje kwestie Arnolda. Bawi też doszukiwanie w filmie słynnych motywów i postaci z innych filmów. Sharon Stone w stroju z Nagiego Instynktu, Van Damme, Belushi to tylko niektóre osoby, które pojawiają się w tym filmie. Bohater ostatniej akcji jest wielkim hołdem dla kina poprzedniej dekady.
Rozbawiły mnie też ostatnie sceny - gdzie Arnold mówi, że ma już dość strzelania. Dlaczego to bawi? Aktor w latach dziewięćdziesiątych zaczął dosyć intensywnie szukać ról w filmach komediowych.
Film McTiernan'a to nie tylko komedia, poza warstwą parodii mamy też znakomite kino akcji. Są strzelaniny, wybuchy i szybkie pościgi. Wybuchowa dawka, którą dzieciak wychowany na kinie sensacyjnym (Ja?) pokocha od pierwszych scen.
Propos pierwszych scen - motyw z Hamletem (Arnold), który z broni automatycznej strzela do wszystkiego wokół a później deklamuje "To be, or not to be" rozwalił mnie na łopatki.
Oceniam na dziewięć i pewnie nie raz wrócę do tego filmu
Poniżej zwiastun