Mark Andrews
-
John Carter - 2012
John Carter- 2012;
- reżyseria: Andrew Stanton;
- scenariusz: Michael Chabon, Mark Andrews, Andrew Stanton;
- wybrana obsada: Taylor Kitsch, Lynn Collins, Samantha Morton, Willem Dafoe, Mark Strong, Dominic West;
- gatunek: przygodowy, science-fiction.A miało być tak pięknie. Kosztowna ekranizacja powieści Edgara Rice Borroughsa miała być wielkim sukcesem, który pozwoliłby na stworzenie Disney'owi nowej mega dochodowej sagi. Film okazał się wielką finansową klapą, a plany na kolejne części zostały schowane gdzieś głęboko w szufladach. Twórcy i krytycy filmowi zaczęli się zastanawiać dlaczego tym razem nie wyszło. W mojej ocenie przyczyn jest kilka, ale żadna z nich nie dotyczy samej historii. John Carter żyje w XIX wieku, ale za pomocą tajemniczego medalionu przenosi się do całkiem innego świata, gdzie toczy się wojna pomiędzy mieszkańcami obcej planety. Historia ma w sobie wielki potencjał, a widzowi wydaje się bardzo znajoma. Podobne wątki były już w innych kultowych dziełach popkultury (Gwiezdne Wojny, Avatar, Supermen) i trzeba zaznaczyć, że to nie John Carter się inspirował, ale znaczna część motywów science-fiction jest oparta na twórczości Borroughsa. Widzowi takie popkulturowe zależności i znajomości schematu akcji i bohatera powinny się spodobać, przecież najbardziej lubimy oglądać to co znamy. Jednak widzowie tłumnie nie poszli do kina. Dlaczego?
Przyczyny są złożone. Przede wszystkim winę widzę w doborze aktorów. Jeśli chcemy coś sprzedać to potrzebujemy nazwisk które będą w stanie wypromować tytuł. Nie musi to być pierwszy plan, ale magnesy są potrzebne. Potrzeba także więcej humoru, najlepiej w wykonaniu postaci drugoplanowych. Pozwala to na lepsze operowanie napięciem w filmie. John Carter mimo całkiem dynamicznej akcji w odbiorze jest nudny, zbyt monotonny. Kuleje też narracja - mija całkiem dużo czasu zanim widz połapie się w historii, a skoro jej nie rozumie to jak ma nią żyć?