Air Force One - 1997;
- reżyseria: Wolfgang Petersen;
- scenariusz: Andrew W. Marlowe;
- wybrana obsada: Harrison Ford, Gary Oldman, Glenn Close, William H. Macy, Liesel Matthews;
- gatunek: sensacyjny.
Ostatnio sporo mniej oglądam, mniej piszę - czas mi przecieka przez palce. Wieczne niedospanie i brak ochoty na cokolwiek. Trzeba się w końcu jakoś pozbierać.
Dziś film, który wielokrotnie, często przypadkiem, gości na moim ekranie - aż dziw, że nigdy o nim nie wspomniałem na tym blogu. Ostatnio często piszę o H. Fordzie (nadrabiam) więc i słowo o Air Force One się należy.
Prezydencki samolot zostaje porwany przez rosyjskich radykałów, którzy żądają uwolnienia swojego przywódcy. Są zdeterminowani, a ich przywódca (świetny Oldman) potrafi bez wahania zabić zakładników. Służby na ziemi próbują uratować sytuację, ale lecący samolot jest trudnym miejscem na akcję antyterrorystów. Sytuacja wydaje się beznadziejna, ale okazuje się, że amerykański prezydent skutecznie się ukrył i sabotuje działania terrorystów. Ach ci prezydenci USA - zbiór cnót wszelakich. Fabuła nie wygląda zbyt zachęcająco, ale Air Force One naprawdę dobrze się ogląda. Jako widz byłem mega zadowolony. Na odbiór wpływa też dodatkowa akcja pod koniec filmu. Ewakuacja samolotu i jej okoliczności są elementem już niepotrzebnym, ale jakże pasującym. Za to wielki plus.