Jersey Boys
(reżyseria Clint Eastwood, 2014)
To już niemal tradycja, że filmy Clint'a nie mają w Polsce kinowej dystrybucji. O ile przy poprzednich filmach brak dystrybucji mógł dziwić, to przy Jersey Boys jest to decyzja uzasadniona. Film by na siebie nie zarobił.. zbyt hermetyczny.. sam za ten film zabrałem się tylko z powodu Clinta.. czułem, że to może nie być mój klimat.
Jersey Boys to historia czwórki dzieciaków, którzy próbują wyrwać się z robotniczej dzielnicy. Mogą to zrobić na trzy sposoby. Wojsko, mafia, albo sława.. wybierają ostatnią ścieżkę. Zakładają zespół i śpiewając próbują zarobić na swoje życie.
Trudne początki, ciężka praca, sukces, a potem upadek.. - to chyba stała historia wielu zespołów rock'n'rollowych.
The Four Seasons (tak nazywa się zespół) ma drażniący wokal (Frank Valli grany przez John'a Lloyd'a Young'a) i całkowicie mi nie leży. Mimo to film mnie wciągnął.. i zaciekawił. Podobnie jak La Bamba z 1987 roku. Clint nakręcił kolejny film o Ameryce.. tym razem muzycznej, rockowej lat 50-tych i 60-tych. Film całkiem inny od poprzednich, ale zarazem pasjonujący. Facet z wiekiem jest coraz lepszy. Kręcąc Jersey Boys mocno zaryzykował... wybrał temat, który się nie sprzeda, zatrudnił aktorów, których nikt nie zna (no poza drugoplanowym Christopher'em Walken'em) i wybrał też ciekawy sposób opowiadania historii.. bohaterowie często zwracają się do widza i opowiadają co się dzieje na ekranie. Ryzyko się opłaciło.. powstał kolejny film, który warto polecić..