Bękarty wojny (Inglourious Basterds, reżyseria Quentin Tarantino, 2009)
Kolejna pozycja, która miesiącami czekała na obejrzenie. W końcu zostałem porządnie zmotywowany. I już wiem o co chodzi z tymi karteczkami na czole..
Z rezerwą podchodziłem do tego filmu. Lubię styl Tarantino, brutalność w połączeniu z popkulkurą. Krew przy genialnej ścieżce dźwiękowej. Wiedziałem, że w tym filmie będzie podobnie, ale bałem się że w temacie drugiej wojny światowej to będzie zbyt ostre. Na szczęście jest wyczuwalny pewien dystans.. Wojna, naziści, Hitler to tylko pretekst do pokazania ciekawej fabuły i niezrównoważonych osób. Powiadam Wam, każdy jest psychopatą.. niektórzy tylko się bardziej skrywają.
Wojna i kicz to niebezpieczne połączenie, ale Tarantino doskonale wie, jak się kręci filmy. Swoją drogą Bękarty Wojny to też film o kinie.. o jego roli podczas drugiej wojny światowej. Można powiedzieć, że to swoisty hołd złożony kinematografii.
Co jeszcze wyróżnia ten film? Bogata obsada, która wypadła naprawdę bardzo dobrze.. już pomijam chwalonego Pitta, ale filmy Tarantino wyróżnia to, że znani aktorzy godzą się grać nawet epizodyczne role. W tym filmie największe brawa należą się Christoph'owi Waltz'owi (Oscar, Złoty Glob) - zwłaszcza za ostatnie sceny. Warto jeszcze wymienić pozostałych znanych aktorów: Mélanie Laurent, Eli Roth, Michael Fassbender, Diane Kruger.
Bękarty dostają mocne dziewięć. I tak - polecam.