Moje córki krowy - 2015 - reżyseria: Kinga Dębska; - scenariusz: Kinga Dębska; - wybrana obsada: Agata Kulesza, Gabriela Muskała, Marian Dziędziel, Marcin Dorociński, Łukasz Simlat. - gatunek: dramat.
Ostatnio całkiem polskich pozycji oglądam w kinie. Coraz częściej są to filmy, których poziom znacząco nie odbiega od światowych trendów. Jest nadal sporo kiczu i martyrologii, ale są też tytuły, które mają uniwersalne, międzynarodowe przesłanie. Do takich pozycji bez wątpliwości należy zaliczyć Moje córki krowy. Jest to to prosta opowieść o umieraniu, ale także o życiu. Codziennych problemach i znaczeniu życiowych wyborów. Marta i Kasia są siostrami, które mają różne recepty na życie. Niespecjalnie za sobą przepadają, ale choroba rodziców sprawia, że na nowo zbliżają się do siebie. Śmiertelne choroby w filmie mają cichy, wyważony charakter. Nie ma tu walki o każdy dzień, smutnych szpitalnych korytarzy, czy też zbędnej dramaturgii. Film bardziej się skupia na próbie akceptacji tego co nieuniknione, co prędzej czy później dotknie każdego z nas. W doborze tematu film mocno mi przypominał Moją matkę (reż. Nanni Moretti), ale jest o wiele lepiej zagrany (fenomenalna Kulesza) oraz posiada o wiele rozsądniej rozłożoną dramaturgię i humor. Tu wielka zasługa Dziędziela, który swoją naturalnością i bezpośredniością niesamowicie mnie śmieszy. Irytować mogą tylko elementy rzeczywistości magicznej w filmie. Niezłe życie z jednej wypłaty, puste parkingi pod szpitalami (ale Mini jest) czy też brak kolejek w polskiej służbie zdrowia. Nie obniżam za to noty - jest to drażniące, ale nie o tym jest film.