Spectre - 2015 ; - reżyseria: Sam Mendes; - scenariusz: John Logan, Robert Wade, Neal Purvis, Jez Butterworth; - wybrana obsada: Daniel Craig, Christoph Waltz, Léa Seydoux, Ralph Fiennes, Monica Bellucci, Naomie Harris, Ben Whishaw, Dave Bautista; - sensacyjny.
Na tego Bonda musiałem iść do kina.. niesamowity zwiastun, obsada i machina promująca sprawiły, że nerwowo wyczekiwałem premiery. Nastrój oczekiwania popsuł utwór promujący film, ale mimo to byłem dobrej myśli - w końcu to miało by świetne zakończenie serii z Craigiem. Po seansie jestem rozczarowany... to coś więcej niż delikatny niedosyt. Rozczarowuje ścieżka dźwiękowa, która mnie drażniła, rozczarowują dialogi i fabuła, czołówka nie przyciąga uwagi, ale przede wszystkim w Spectre zawodzą (bardziej niż wokalista) kobiety. Bellucci ma nic nie znaczący epizod, którego mogłoby nie być, a Seydoux wypada bardzo blado. Tak nijakiej kobiety James'a dawno nie było.. a w tej się po kilku dniach zakochał... i nawet tortury mu nie straszne.. poziom kobiet ratuje tylko Moneypenny (Harris). Coś o fabule? Ujawnia się odwieczny wróg Bonda, który od wielu lat jest odpowiedzialny za wszystkie tragedie agenta. W sumie nie do końca wiem na ile to była prywatna zemsta, a na ile walka o dominację nad światem. Główny motyw mnie nie przekonał. Spectre zaczyna i kończy się niemal tak samo.. Helikopter plus walący się budynek. Czy nie dało się w to wrzucić więcej różnorodności? Podczas seansu czułem się jakbym oglądał film zmontowany z innych produkcji.. mam wrażanie, że większość elementów fabularnych nie było zbyt świeżych. Całości brakowało polotu i chyba tak naprawdę pomysłu. Sam Bond zbyt wiele razy przegrywał i tak naprawdę fuksem unikał śmierci. W Spectre nie zawodzą aktorzy: Craig, Waltz, Fiennes - wypadli całkiem dobrze, chociaż nie było wyczuwalnego napięcia między nimi.. interesująca była też postać grana przez Bautista'e - szkoda, że ten łotr nie miał większego udziału w fabule. Byłoby to interesujące.