
Sicario - 2015;
- reżyseria: Denis Villeneuve;
- scenariusz: Taylor Sheridan;
- wybrana obsada: Emily Blunt, Daniel Kaluuya, Benicio Del Toro, Josh Brolin, Victor Garber, Jon Bernthal, Jeffrey Donovan;
- gatunek: dramat, kryminał.
Agentka FBI zostaje zaproszona do wielkiej akcji, w której ma uczestniczyć kilka agencji. Celem akcji ma być ujęcie, bądź likwidacja jednego z meksykańskich bossów narkotykowych, który odważnie wchodzi na rynek amerykański. Już na samym początku operacji agentka odkrywa, że w wojnie z kartelem wszystkie chwyty są dozwolone. Do tego filmu zachęciły mnie mega pozytywne recenzje na blogach. Ochów i achów było wiele, ale po seansie nie rozumiem tego zachwytu. Mamy bardzo fajny klimat, niesamowite sceny akcji w Juarez, bardzo dobre aktorstwo, ale scenariusz nie należy do zbyt oryginalnych. Fabule szkodzi też zbyt mocne osadzenie akcji w Stanach Zjednoczonych - gdyby był większy nacisk na Meksyk to film miał o wiele mocniejszy wydźwięk.
Hitchcock twierdził, że film powinien rozpocząć się od trzęsienia ziemi, a później napięcie powinno stale rosnąć. W Sicario mamy wielkie trzęsienie na otwarcie filmu, ale później są już tylko słabe wstrząsy wtórne. To nie jest zły film, ale po świetnym początku oczekiwałem ciut więcej - zwłaszcza więcej Meksyku. Szkoda, że wątek walki z narkobiznesem trafił na drugi plan, a na pierwszym pojawił się trywialny motyw zemsty.