Nie wracaj w te strony
(Don't Come Knocking, reżyseria Win Wenders, 2005)
Ostatnio mam ochotę nadrabiać filmografię wielkich reżyserów.
Howard (Sam Shepard) jest podstarzałym aktorem, który pewnego dnia ucieka z planu filmowego. Kiedyś był wielką gwiazdą westernów. Sława, alkohol, władza, seks, i życie w biegu... całkowicie bez bliższych relacji. W pewnym momencie czuje się wypalony, chce uciec, coś zmienić, nadać życiu sens. Gdy odwiedza rodzinne strony dowiaduje się, że gdzieś na świecie na swojego syna. Wędrówka po Stanach to tak naprawdę zgłębianie się w siebie.. im dalej jedzie tym bardziej dowiaduje się, że jest pusty w środku. Że jego życie było bezcelowe. Może przypadkowa kochanka z młodości (genialna Jessica Lange) oraz syn (Gabriel Mann) sprawią, że to wszystko ma sens?
Może Howard to tak naprawdę amerykański sen, który się budzi w dobie kryzysu? Zderzenie legendy, mitu z rzeczywistością.. Tak to odbieram.. a może to filmoznawcza nadinterpretacja?
Ciekawa historia opowiedziana w genialny Wendersowski sposób.. film mocno mi przypominał mi Lisbon Story, ale też Truposza... pewnie to za sprawką muzyki T-Bone Burnett'a. Magia - trochę country, ale idealnie pasująca do klimatu filmu.W drugim, a może w trzecim planie zobaczymy także Tim'a Roth'a oraz Marley Shelton.