W dół, do ziemi,
- autorzy: Philippe Thirault, Laura Zuccheri;
- Egmont Polska - 2020;
- kategoria: komiks, adaptacja.
Na motywach powieści Roberta Silverberga.
Edmund Gundersen po wielu latach wraca na planetę, na której był kiedyś zarządcą. Jest przewodnikiem grupy badaczy, którzy chcą odkryć tajemnicę Ponownych Narodzin. Kiedyś planeta była brutalnie kolonizowana przez ludzi, ale z czasem odkryli, że zamieszkują ją dwie różne inteligentne gatunki. Gundersen wiele lat wcześniej uważał oba za gorsze od ludzi, co przekładało się na jego brutalne zachowanie. Obecnie wraca skruszony, może zrozumiał swoje błędne zachowanie, a może wyrzuty sumienia nie dają mu spać?
Nildory i Sulidory doskonale pamiętają dawnego Gundersen'a, ale pomimo to pozwalają mu na podróż do miejsc świętych. Miejsc, których ludzie jeszcze nie zniszczyli, miejsc, których nie rozumieją.
Podróż przybliża nam wszystkie sylwetki ludzi biorących w niej udział. Oczywiście na pierwszy plan wysuwają się ludzkie negatywne cechy.. egoizm, brak umiejętności dostrzeżenia szerokiego kontekstu, skłonność do przemocy, używek, a także do chwilowych relacji seksualnych. Czy taka drużyna jest godna uczestniczenia w Ponownych Narodzinach?
W dół, do ziemi to pewna próba rozprawienia się z czasami kolonializmu. Kiedy to, brutalny, bardziej pewny siebie człowiek niszczył wszystkie napotkane kultury przyjmując, że są gorsze, podrzędne. Takie same zachowanie pewnie byłoby gdyby jakimś cudem udało się człowiekowi skolonizować obce światy. Jesteśmy zbyt zamknięci na swoje myślenie i zbyt tchórzliwi by dopuścić, że coś może być lepsze od nas... a w sumie po co wartościować? W dół, do ziemi to także pewna wizja filozoficzna, której ideą jest istnienie czegoś w stylu zbiorowej tożsamości. Zbiorowego ja.. wszystkie dobre, piękne życia składają na jej budowę. Czy nie tak można sobie wyobrażać niebo?
Powieść Silverberg'a czytałem wielokrotnie w czasach studenckich. Wie, że wiele wątków mogę nie pamiętać, ale miałem wrażenie, że w oryginale podróż miała bardziej duchowy wymiar. I z tego co pamiętam było mniej bohaterów.. ale mogę się mylić. Nie potrafię teraz jasno określić jak bardzo różni się literacki oryginał od komiksowej adaptacji, ale z pełnym przekonaniem powiem (napiszę), że album czytałem z wielkim zainteresowaniem. Może było w nim za dużo cielesności, za dużo ludzi, ale klimat był jak najbardziej działający na wyobraźnię. Podobały mi się też ilustracje Zuccheri - niezbyt dynamiczne, ale wystarczająco szczegółowe by pokochać przedstawiony świat. Zwłaszcza sylwetki Nildorów wydawały mi się ładnie dopracowane.