Żyj i pozwól umrzeć,
(Live and Let Die) - 1973;
- twórcy: Albert R. Broccoli, Harry Saltzman, Paul McCartney;
- reżyseria: Guy Hamilton;
- scenariusz: Tom Mankiewicz;
- wybrana obsada: Roger Moore, Jane Seymour, Yaphet Kotto, Bernard Lee, David Hedison, Lois Maxwell, Madeline Smith, Earl Jolly Brown, Gloria Hendry.
- kategoria: James Bond, sensacyjny.
Producenci po raz ostatni próbowali skusić Sean'a by zagrał jeszcze raz słynnego agenta. Nie pomogły motorówki, krokodyle i ponad 5 milionów dolarów. Szkot ostatecznie odmówił. Trzeba było znaleźć nowego aktora, najlepiej takiego, który nie zrezygnuje po jednym filmie. Wielu słynnych odmówiło: Burt Reynolds, Robert Redford czy też Paul Newman - nie dziwi zatem fakt, że powracała kandydatura Roger'a Moor'a. Tym razem się udało, chociaż nie było to łatwe (obowiązujący kontrakt na serial). Po obcięciu włosów i zrzuceniu kilku kilogramów aktor był gotowy do pracy.
Scenariusz napisał Tom Mankiewicz wprowadzając w fabułę kilka aktualnych wątków. Tym razem przeciwnikiem Bonda został czarnoskóry narkotykowy boss (w tej roli przekonujący Yaphet Kotto), który chciał zdominować rynek handlu niedozwolonymi substancjami. Nie ma tu globalnego szantażu i groźby kolejnej wojny światowej. Nowy Bond to sporo zmian. Główną dziewczyną James'a miała być Diana Ross, ale producenci wybrali Jane Seymour, którą zobaczyli w jednym z seriali. Konflikt interesów udało się szybko rozwiązać. Przed młodą (21 lat) Jane otwierały się wrota do wielkiego świata.
Role M i Moneypenny zostały obsadzone tradycyjnie (Lee i Maxwell). Niestety w tym filmie pominięto Q. Początkowo Llewelyn nie miał wolnego terminu, a później było już za późno by wprowadzać kolejne poprawki do scenariusza.
Motyw przewodni napisał eks-Beatles Paul McCartney.
Wejściem w fabułę są trzy morderstwa. Jak się później okazuje zamordowani to brytyjscy agenci. W pamięć najmocniej wpada motyw Jazzowych Zaduszek podczas których kondukt żałobny podnosi ciało w ulicy.
Bonda poznajemy w jego prywatnym mieszkaniu w ramionach pięknej kobiety. Do mieszkania wpada M i zapowiada ważną misję. Wkrótce pojawia się również Moneypenny, która przynosi naprawiony zegarek magnetyczny i pomaga Bondowi ukryć obecność kochanki (Madeline Smith). Misję rozpoczyna w Nowym Jorku gdzie od razu ma miejsce próba zamachu. Bond z kraksy samochodowej wychodzi bez szwanku, ale jego kierowca nie żyje. Na szczęście James zapamiętał tablicę rejestracyjną zamachowca, a to umożliwia szybką identyfikację przeciwnika. Trop prowadzi do sklepu okultystycznego. Na miejscu pojawia się też Kananga - Bond łapie taksówkę i podąża za nim. Nie zdaje sobie sprawy, że w ten sposób trafia do Harlemu - czarnej dzielnicy, w której wszyscy wydają się pracować dla Pana Wielkiego.
W miejscowej knajpie (a raczej na jej tyłach) James spotyka Panią Solitaire (Seymour) oraz Pana Wielkiego, który wydaje rozkaz zabicia agenta. Kolejny raz Bond unika śmierci. W ucieczce z Harlemu pomaga mu agent CIA.
Akcja przenosi się na San Monique.
W miejscu zakwaterowania na Bonda czeka kolejna pułapka. Tym razem śmiercionośny ma być wąż wpuszczony do łazienki. Bond wykorzystuje lakier do włosów i pali intruza. Chwilę później agentka CIA wprowadza go w tajniki akcji. Nie muszę mówić, że została na noc? I tu ciekawostka - jest to pierwsza czarnoskóra dziewczyna Bonda.
Razem z nową przyjaciółką James udaje się na małą wysepkę. Na miejscu, po upojnych doznaniach odkrywa, że dziewczyna go okłamuje. Spanikowana ucieka a chwilę później Bond znajduje ją martwą. Krótki to był romans.
W międzyczasie wróżka Solitaire przepowiada Kanandze przyszłość ukrywając fakt iż karty wskazały iż będzie miała ona romans z obcym.
Scenom miłosnym na planie uważnie przyglądała się żona Moore'a. Czyżby nie była pewna wierności? A może uważała, że należy wierzyć, a najlepiej wierzyć i kontrolować? :D
Po rekonesansie wyspy z powietrza (paralotnia) Bond udaje się do pałacyku Solitaire. Dziewczyna wie, że niedługo cierpliwość Kanangi się skończy i musi trafniej interpretować karty.... ale też wie, że posiadany dar jest ściśle powiązany z jej dziewictwem.
Nie można walczyć z kartami - romans stał się faktem (przy małym oszustwie Bonda). Solitaire bojąc się gniewu Kanangi zgadza się pomóc Brytyjczykowi. Udają się na pola uprawne Kanangi i znów cudem unikają śmierci. Najpierw są ostrzeliwani z helikoptera a następnie zaliczają piękną ucieczkę piętrowym autobusem. Seymour i Moore odważnie zagrali większość swoich partii w tej scenie.
Akcja znów się przenosi. W Nowym Orleanie mamy dynamiczne sceny na lotnisku, gdzie Bond kołującym samolotem rozprawia się z przeciwnikami.
Niedługo później znów ma problemy. W znanej już restauracji w Harlemie Bond staje przed obliczem Pana Wielkiego i Solitaire. Wtedy dowiaduje się, że Pan Wielki i Kananga to jedna osoba... wychodzi też na jaw iż Solitaire nie ma już swojego daru... Bond zostaje przetransportowany do posiadłości pełnej krokodylów (Luizjana). One mają się z nim rozprawić ostatecznie. A zadba o to prawa ręka Kanangi Pan Tee Hee (człowiek z mechaniczną ręką).
Po ucieczce z farmy (bieg po krokodylach) rozpoczyna się szaleńczy pościg motorówkami. Nakręcone sceny na wodzie są przeplatane, komicznymi z założenia, scenami z miejscowym szeryfem. W Mistrz Kierownicy Ucieka, czy też w Konwoju szeryf był o wiele lepiej dobrany. W tym filmie kompletnie nie pasował.
Po ucieczce Bond udaje się do San Monique by uratować Solitaire, która ma zostać rytualnie zamordowana. Jak zwykle zjawia się w ostatniej chwili. W podziemiach wyspy dochodzi do ostatecznej konfrontacji z Kanangą.. która kończy się wielkim wybuchem antagonisty (sprężone powietrze robi swoje). Można powiedzieć, że mamy już szczęśliwe zakończenie. Szczęśliwa para odjeżdża pociągiem.. walka z Panem Tee Hee w przedziale jest tylko wisienką na torcie. Dosyć krótka i ostateczna.
Film został gorąco przyjęty przez publiczność i zarobił morze dolarów. Osobiście jednak nie przepadam za tą częścią. Wydaje mi się zbyt przekombinowana. Mocną stroną jest rola Jane Seymour. którą kojarzę głównie z serialu o pewnej pani doktor.
Oceniam na siedem plus.
Poniżej zwiastun