Czerwony pająk, 2015,
- reżyseria: Marcin Koszałka;
- scenariusz: Marcin Koszałka, Łukasz M. Maciejewski;
- wybrana obsada: Filip Pławiak, Adam Woronowicz, Julia Kijowska, Wojciech Zieliński, Małgorzata Foremniak, Marek Kalita, Piotr Głowacki;
- gatunek: thriller.
Lata sześćdziesiąte, Kraków. Przytłumione miasto i jego mieszkańcy. Dzień za dniem, wszystko się toczy bo musi. Można by powiedzieć, że beznadzieja szaro-brunatnej codzienności przeraża, ale tak naprawdę nie ona jest przyczyną strachu. Jest nią zabójca, który zwyczajnym młotkiem poluje na mieszkańców. Czy ma jakiś cel? A może lubi krew? Nic z tych rzeczy, przynajmniej nie dowiadujemy się tego z ekranu. Morduje bo potrafi, bo może. W sumie to czego oczekiwać więcej. Mieszkańcy powinni być przerażeni, ale są zbyt zajęci swoimi codziennymi sprawami. Niczym bezwiedne golemy wykonują codzienne czynności. W tym mieście mamy głównego bohatera, który błąka bezskutecznie poszukuje celu. Z jednej strony chce mieć coś większego poza codziennością, ale z drugiej strony brakuje mu odwagi, swoistej siły sprawczej, która pozwoliłaby mu na próbę podążania za swoimi pragnieniami. Jest taki jak reszta mieszkańców. Nijaki.
Bezpłciowy jest też ten film. Udana scenografia, połączona z dobrym aktorstwem gubi się w scenariuszowej beznadziei. Jestem gotów zrozumieć, że taki był zamysł Koszałki, że chciał pokazać, że podobnie jak w Zbrodni i Karze, za mordem nie muszą iść emocje, Nie musi być wielka tajemnica, czasem to jest tak prozaiczne jak kromka chleba. Mogę zrozumieć, że pod względem artystycznym chciał zrobić kino wybitne, oryginalne, świeże. Rozumiem to, ale nie rozumiem dlaczego twórca miał w tak poważnym poważaniu widza. Powstał film, który widza męczy i nuży, a zarazem nie zmusza do intelektualnego wysiłku.
Czerwony pająk jest filmem, w którym twórca się odpowiednio wyżył, ale zarazem jest filmem, który po nakręceniu powinien trafić na półkę. Widzów trzeba czasem oszczędzać.
Oceniam na trzy.
Poniżej zwiastun