Transformers: Ostatni Rycerz,
(Transformers: The Last Knight) - 2017;
- reżyser: Michael Bay;
- scenariusz: Art Marcum, Matt Holloway, Ken Nolan;
- wybrana obsada: Mark Wahlberg, Anthony Hopkins, Josh Duhamel, Laura Haddock, Stanley Tucci;
- gatunek: science fiction, akcja.
Ostatni Rycerz to chyba moje ostatnie podejście do Transformersów.
Kolejna wielka bitwa pomiędzy robotami tym razem sięgnęła granic absurdu. Pierwsze przegięcie to sięgnięcie do legend arturiańskich i wrzucenie w nie wątku przybyszy z kosmosu. To jeszcze dałoby się pogodzić, ale takie zabiegi wymagają wielkiej staranności w budowaniu świata - tu tego nie mamy. Z piątego wieku akcja szybko skacze do czasów współczesnych wprowadzając wiele niepotrzebnych postaci. Transformersy walczą między sobą, z międzynarodowym wojskiem, agencjaimi rządowymi, mitycznymi strażnikami miecza, a także z swoimi stwórcami. Do tego dochodzi motyw zdrady i zmiany frontów. Fabularnie to się nijak kupy nie trzyma, ale jest okazją do niezliczonych potyczek. W tle gdzieś tam biega Wahlberg, który okazuje się być jakimś wybrańcem. Po kiego ten motyw? Scenarzyści nie dopowiedzieli. Tak samo nie rozumiem wepchniętego na siłę motywu niby romantycznego. Nawet nie próbowano tego jakoś ładnie pozszywać.
Fabuła i bohaterowie stanowią przypadkowy zlepek pomysłów, które mają być tylko wypełniaczem pomiędzy scenami akcji, a że na ekranie non stop ktoś się napierd... to wypełniacza nie trzeba było za wiele. Jedyne co się minimalnie broni w tym filmie to przyzwoite efekty specjalne oraz Hopkins, chociaż wielkiego pola do popisu nie miał.
Lubię nawalanki na ekranie, ale nawet one muszą posiadać szczątkową fabułę oraz momenty, w których widz może odpocząć od scen walki.
Oceniam na trzy i nie polecam.
Ostatni Rycerz nie najlepiej się sprzedał w USA, ale na pozostałych rynkach ma bardzo dobre wyniki
Poniżej zwiastun