Król Artur: Legenda miecza,
(King Arthur: Legend of the Sword) - 2017;
- reżyseria: Guy Ritchie;
- scenariusz: Joby Harold, Guy Ritchie, Lionel Wigram;
- muzyka: Daniel Pemberton;
- wybrana obsada: Charlie Hunnam, Astrid Bergès-Frisbey, Jude Law, Djimon Hounsou, Eric Bana, Aidan Gillen, Kingsley Ben-Adir, Annabelle Wallis, Tom Wu;
- gatunek: przygodowy, fantasy.
Kolejna produkcja, której nie pokochali krytycy filmowi. Nic tak mnie nie zachęca do seansu jak histeryczne, negatywne opinie. Na ten film musiałem iść. Z jednej strony Guy Ritchie, a z drugiej Hunnam, którego sobie cenię.
Jeśli spodziewacie się typowej, romantycznej opowieści o Królu Arturze to ten film nie jest dla Was. Jeśli bardziej interesuje Was kino awanturnicze i świeże spojrzenie na legendy arturiańskie to wyjdziecie z kina w pełni usatysfakcjonowani.
Władzę nad królestwem sprawuje tyran, który zabił prawowitego króla. Jest bezwzględny, a jego armia gnębi lud. Do pełni władzy brakuje mu tylko legendarnego miecza - Excalibura. Nie muszę pisać, że miecz jest wbity w skałę i tylko jedna osoba może go wyciągnąć? To wszystko znamy, ale nigdy Artur nie był przedstawiony w taki sposób. Awanturnik, dla którego najważniejsze jest wygodne życie. Żyje poza prawem, ale też stara się zbyt mocno nie wychylać. Niepotrzebny rozgłos nie sprzyja zarabianiu pieniędzy. Jak dowiaduje się, że tron mu się należy to chętnie z niego rezygnuje. Sprawy królestwa go nie interesują, ale przeznaczenie nie daje o sobie zapomnieć.
Legenda miecza zaskakuje dynamiką montażu. Ostre cięcia, które są napędzane muzyką Pemberton'a dają niesamowite wrażenia. Najlepiej to widać w sekwencji pokazującej dorastanie Artura - niesamowicie energetyczna rzecz, w której pokazano nie tylko jak hartował się przyszły król, ale także wprowadzono bohaterów drugoplanowych. Fajnie to wyglądało. Wspomniałem o muzyce Pemberton'a - jestem przekonany, że będzie to solidny kandydat do Oscara. Jest może zbyt patetycznie, ale należy docenić umiejętne połączenie motywów celtyckich z współczesnymi brzmieniami. Aktorsko też jest bardzo dobrze, Hunnam świetnie się sprawdza w takich rolach. Całość zasługuje na dziewięć. Notę podnosi humor oraz odwaga w kreowaniu świata. Żałuję tylko, że nie było więcej epickich scen walki. To takie moje czepianie się. Warto!
Sezon blockbusterów już w pełni.
Poniżej zwiastun