La La Land - 2016;
- reżyseria: Damien Chazelle;
- scenariusz: Damien Chazelle;
- wybrana obsada: Ryan Gosling, Emma Stone, John Legend, Rosemarie DeWitt, J.K. Simmons, Finn Wittrock, Tom Everett Scott;
- gatunek: musical, romans.
Obejrzany niemal tydzień temu, ale nie miałem czasu by zebrać myśli i napisać chociaż kilka słów o tym filmie.
Wiemy już, że La La Land zdobył aż 14 Oscarowych nominacji, ale przecież to nikogo nie powinno dziwić, jest to film typowo skrojony pod nagrody. Nie traktuję tego jako wadę, ale trzeba mieć świadomość jakie intencje mieli twórcy. Deszcz nagród już zaczął padać.
Akcja filmu rozgrywa się w Hollywood. Młodzi, zdolni tłumnie ciągną do raju, w którym każdy może być kimś wielkim.
Przybyła też Mia, która tymczasowo pracuje jako kelnerka, ale marzy o karierze aktorki.. nieustające przesłuchania nie dają oczekiwanego efektu, ale dziewczyna łatwo się nie poddaje.
Jest też Sebastian, który tu mieszka od lat. Jest romantycznym pianistą jazzowym, który tęskni za dawnymi czasami. Ma swój styl, na który nie ma zapotrzebowania, dlatego też dorabia grając w miejscowych klubach według wyznaczonych playlist.
Nasi bohaterowie, chociaż z różnych światów, przypadkowo się spotykają i zakochują w sobie. Miłość dodaje im pewności siebie i sprawia, że zaczynają odważniej realizować swoje marzenia zawodowe. Czy uda się pogodzić pracę z uczuciem? Ależ tandetnie to zabrzmiało.. ale może i dobrze.. oddaje sedno fabuły. Powiedzmy szczerze główna historia absolutnie nie jest porywająca ani oryginalna. Powiem więcej, momentami jest mocno naciągana. Na szczęście nasza uwaga nie skupia się na historii, która trochę mi przypominała Śmietankę Towarzyską Allena.
La La Land błyszczy w innych miejscach.
Przede wszystkim mamy genialną parę aktorską Emma Stone i Ryan Gosling pokazali w tym filmie mega talent. Tańczą, śpiewają, płaczą i znów śpiewają. Są fenomenalni, ale przede wszystkim idealnie dopasowani. Dawno nie widziałem na ekranie tak dobrze dobranej pary. Ich spasowanie podkreślają sprawnie napisane dialogi, w których nie brakuje humoru i szczypty złośliwości.
La La Land jest wielkim hołdem dla najlepszych hollywoodzkich musicali - chciałoby się powiedzieć: szkoda, że już takich filmów nie robią.. mam wrażenie, że obecnie jest coraz więcej produkcji, które sentymentalnie wracają do Hollywood lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych. Musicale z tamtych lat i ich przeboje na stałe wpisały się w popkulturę. Wątpię by tak się stało z La La Land - są fajne piosenki, genialne długie ujęcia, ale poprzez słabość fabuły film na dłużej nie zapadnie w pamięci. Na seansie świetnie się bawiłem (no poza początkiem), ale wątpię bym świadomie chciał do tego filmu wracać. Pięknie zrobiony, ale wewnątrz niezbyt dopracowany. Twórcy nawiązując do złotych lat Hollywood zapomnieli o oryginalności własnego dzieła. Troszkę szkoda.
Mały minus należy się też za J.K. Simmons'a - dlaczego go tak mało w tym filmie?
Spodobało mi się zakończenie, chociaż przez chwilę myślałem, że będzie zbyt romantycznie. Na szczęście nie ma jednego scenariusza na udane życie.
Oceniam na słabe osiem.
Poniżej zwiastun
No i oczywiście "City of Stars" w wykonaniu Gosling'a i Stone.