Trzynaście dni,
(Thirteen Days) - 2000;
- reżyseria: Roger Donaldson;
- scenariusz: David Self;
- wybrana obsada: Kevin Costner, Bruce Greenwood, Steven Culp, Dylan Baker, Frank Wood;
- gatunek: dramat, polityczny.
Ten tytuł już kilka razy wcześniej widziałem, ale postanowiłem go sobie odświeżyć.
Prezydentura Kennedy'ego. Zimna wojna w pełnym rozkwicie i początek instalacji radzieckich rakiet na Kubie. Rozpoczyna się niebezpieczna gra, a stawką jest pokój na ziemi. Brzmi patetycznie, ale w jesienią 1962 roku nikt nie myślał w ten sposób - jedna nieuważna decyzja a świat stanąłby w ogniu. Ówcześni dowódcy stanęli na wysokości zadania i skutecznie zażegnali konflikt. Używam liczby mnogiej bo mam świadomość, że zarówno Chruszczow jak i Kennedy musieli studzić zapędy swoich doradców wojskowych.
Ostatni seans Trzynastu dni uzmysłowił mi, że to był nie tylko konflikt pomiędzy mocarstwami, ale w znacznej mierze spór na szczytach władzy w Stanach Zjednoczonych. Kennedy miał wielu wrogów, a wojskowi uważali go za słabeusza i tylko czekali, aż popełni błąd. Później czekanie się znudziło i Kennedy zginął od kul zamachowca. W filmie Donaldsona troszkę drażniło mnie mitologizowanie Kennedych, ale doceniam próbę pokazania dramatyzmu tamtych dni oraz stopień skomplikowania sytuacji. Wszyscy mieli świadomość, że otwarty konflikt skończy się użyciem broni atomowej.
Na uznanie zasługuje też realizacja i aktorstwo. Muszę otwarcie przyznać, że lubię filmy patriotyczne z Costnerem w roli głównej. Aktor idealnie się sprawdza w takich rolach.
Ciekawostka
Kennedy lubił nagrywać spotkania w Białym Domu - taśmy z tamtych dni zostały użyte podczas produkcji tego filmu.
Oceniam niezmiennie na osiem.
Poniżej zwiastun