Boyhood
(reżyseria Richard Linklater, 2014)
Jak wspominam swoje dzieciństwo, dorastanie przed oczami mam cały czas te same obrazy, te same kadry, wspomnienia. Mam wrażenie, że pierwsze osiemnaście lat mojego życia to te kilka chwil, o których cały czas pamiętam. Czasem sporadycznie pojawiają się inne momenty, ale szybko znikają.. zostają cały czas te same.. dlaczego akurat te? Przecież nawet nie układają się w logiczny ciąg.. Czyżby ich ładunek emocjonalny był tak duży? Ich wpływ na moje życie jest aż tak znaczący?
Boyhood to właśnie ciąg, a raczej sekwencja takich ujęć, które składają się na wspomnienia, życie jednej osoby (Ellar Coltrane). Od piątego roku życia, aż do osiemnastego.. Boyhood to film niesamowity ponieważ nie zatrudniano kilku aktorów by odgrywały poszczególne scenki. Film był kręcony dwanaście lat. Bohaterowie, ale też sceneria, czasy, aktorzy ewoluowali razem z filmem. Wszystko ulegało zmianom. Niesamowita praca i pomysł..
W fabule pozornie nic się nie dzieje.. ujęcia ukazują życie przeciętnej amerykańskiej rodziny. Bez gwałtownych zwrotów akcji, bez zbędnych fajerwerków.. takie zwyczajne, ale też dobre życie. Pojawiają się różne osoby.. czasem z przypadku, czasem z wyboru (nie zawsze dobrego) - pojawiają się i znikają - nigdy nie wiemy, która relacja będzie tą wartościową... pełny przypadek.
Pod koniec filmu pada bardzo mądre zdanie, którym można podsumować cały projekt pod tytułem "Boyhood". Brzmi mniej więcej tak: ludzie mówią, chwytaj chwile, ale jest zupełnie na odwrót, to chwile chwytają nas.
Oceniam na dziewięć i polecam.
W końcu jakiś film wart polecenia.. ostatnio z tym ciężko.
W drugim planie: Patricia Arquette (Oscar) oraz Ethan Hawke.
Zwiastun