(A Million Ways to Die in the West, reżyseria Seth MacFarlane, 2014).
W sumie to miałem tego filmu nie oglądać... opis i średnia ocen na filmwebie mnie nie zachęcały... z drugiej strony ciekawa obsada (Neeson, Seyfierd, Theron) sprawiała, że postanowiłem dać szansę.. zwłaszcza, że było leniwe, wolne popołudnie.
Akcja rozgrywa się gdzieś na dzikim zachodzie... gdzie wszyscy się bez powodu zabijają.. albo giną w dziwnych okolicznościach.. jak w takich warunkach ma przetrwać bohater, który wszystkiego się boi i ma dwie lewe (nikogo nie obrażając) ręce? Taka jakaś sierota (Seth MacFarlane), którą dobór naturalny powinien się uporać wiele lat wcześniej. O fabule nie ma co pisać, bo jest kretyńska.. podobnie jak cały film, ale mimo to ma kilka dobrych chwil.. . jak ktoś cały czas opowiada dowcipy to czasem uda mu się coś śmiesznego powiedzieć... czasem, bo przeważnie to straszna nuda... i tak samo jest na ekranie podczas seansu.. mogło być o niebo lepiej i niewiele tu pomoże epizod z Christopher'em Lloyd'em.
Całość nie zasługuje na więcej niż sześć.. a i ta nota wydaje się być zawyżona.
Zwiastun