przedłużony weekend..
wcześniejszy powrót do Katowic i poranny, ale nie wczesnoporanny, spacer do Parku Kościuszki.. pełnego różnorodności i osobliwości..
był tam Pan, jakieś siedemdziesiąt lat, który wołał wiewiórki.. a te o dziwo przybiegały skuszone nagrodą..
sporo rolkarzy, biegaczy, cyklistów... każdy trochę inny...
pani z psem, która wolała patrzeć w niebo na spadające liście niż przed siebie...
rodzinka z małym husky, który z uporem maniaka łapał swoją smycz..
byli i młodzi grający w kule... kaszkiety obowiązkowe...
i Ci całkiem najmłodsi, oczywiście dziewczynki na różowo, chłopcy na niebiesko..
zmęczony Pan na ławce słuchający radia... mina wskazywała, że raczej nie Maryja..
amatorzy fotografii... łapiący ulotność jesiennych chwil..
no i przede wszystkim spacerowicze.. zamyśleni... rozmarzeni.. uśmiechnięci..
były też ślady po bytności innych... rozegranych, zakochanych.. zmarłych..
i ten kolorowy szelest spadających jesiennych liści...
gdzieś w tym wszystkim byłem też - jedzący śniadanie - ja..
jesiennie... słonecznie... nostalgicznie..